Zanim przejdę do opisu poszczególnych obszarów, zależy mi na tym abyś poznał specyfikę pedagogiki Montessori nieco głębiej. Uważam, że to bardzo ważne, a może i ważniejsze niż sama praktyka. Podejście do dziecka odgrywa ważną rolę. Niestety nikt nie mówił, że będzie to łatwe dla nas rodziców, nauczycieli… ale za to z pożytkiem dla dziecka. Montessori mówiła o normalizacji i dewiacji. Nie przerażaj się, to tylko terminy, które strasznie brzmią, a tak naprawdę są całkiem normalne, przeczytaj.
Normalizacja wyraża nowe spojrzenie na dziecko, czyli człowieka zdolnego do budowania własnej, niezależnej osobowości, który może rozwijać własne zainteresowania. Wszystko to
dokonuje się w zgodzie z rozwojem oraz z regułami kultury, zmiennymi prawami życia społecznego i upływającym czasem. To znaczy stosowanie do warunków, w których żyje dziecko. Nie chodzi o dziecko idealne, lecz o zespół najlepiej dopasowanych warunków rozwojowych dla konkretnego dziecka w zgodzie z możliwościami wychowawczymi i życiowymi.
dokonuje się w zgodzie z rozwojem oraz z regułami kultury, zmiennymi prawami życia społecznego i upływającym czasem. To znaczy stosowanie do warunków, w których żyje dziecko. Nie chodzi o dziecko idealne, lecz o zespół najlepiej dopasowanych warunków rozwojowych dla konkretnego dziecka w zgodzie z możliwościami wychowawczymi i życiowymi.
Ignorancja i tłumienie potrzeb dziecka, tak znane, które można zaobserwować na co dzień, wynika z błędnych przekonań i przesłanek, do których należy wyobrażenie sobie dziecka, a
właściwie jego „duszy” jako zdanej całkowicie na zewnętrzne otoczenie i jego wpływ. Sama doskonale pamiętam te twierdzenia i zasady, o których słuchałam na wykładach z historii myśli pedagogicznej (chyba tak nazywał się ten przedmiot, o ile mnie pamięć nie myli). Czy tak rzeczywiście jest, że dziecko jest jak „puste naczynie, które trzeba napełnić treścią?” Nie ukrywam, że był taki czas w moim życiu, że chyba nawet tak myślałam, ale jak mówią, wiedzy i doświadczenia z czasem przybywa, a tylko krowa nie zmienia poglądów J
właściwie jego „duszy” jako zdanej całkowicie na zewnętrzne otoczenie i jego wpływ. Sama doskonale pamiętam te twierdzenia i zasady, o których słuchałam na wykładach z historii myśli pedagogicznej (chyba tak nazywał się ten przedmiot, o ile mnie pamięć nie myli). Czy tak rzeczywiście jest, że dziecko jest jak „puste naczynie, które trzeba napełnić treścią?” Nie ukrywam, że był taki czas w moim życiu, że chyba nawet tak myślałam, ale jak mówią, wiedzy i doświadczenia z czasem przybywa, a tylko krowa nie zmienia poglądów J
Takie właśnie twierdzenia, zapatrywania powodują, że dziecko czuje się źle. Może pojawić się zahamowanie, zniechęcenie, uległość, uzależnienie od nagrody, lenistwo, a nawet agresja. I tu pojawia się pojęcie dewiacji, które określa właśnie te reakcje dziecka.
Normalizacja i dewiacja J
Dziecko zaś, które miało stworzone warunki do „zgodnego rozwoju”, które miało szansę do samodzielności pozyskuje takie cechy jak: zamiłowanie do porządku zgodne z środowiskiem naturalnym i społeczno-kulturowym, zamiłowanie do pracy, koncentrację, akceptację rzeczywistości oraz własnego otoczenia, pracuje w ciszy, pojawia się miłość i
przywiązanie do posiadanych przedmiotów, posłuszeństwo (wewnętrzna motywacja, brak przymusu), niezależność, pomoc innym oraz radość dziecka. Maria Montessori stwarzała dzieciom warunki, które powodowały ujawnienie się „nowego dziecka”. Ukazały się dzieci pracowite, spokojne, pełne miłości i zainteresowań. Czy dzieci są inne niż te, które opisujemy? Czy dziecko jest z natury dobre, czy ma w sobie ziarno moralnego zła?;) Maria nie powzięła tutaj żadnego stanowiska. Przyjrzała się faktom, eksperymentom i o tym mówiła. Istnieje dziecko „znormalizowane” i dziecko „nie znormalizowane” czyli dewiacyjne. Do szkół montessoriańskich trafiały różne dzieci, które bardzo się różniły, jednak pod wpływem placówek zmieniały się w jeden typ, pomimo, że nadal przecież były różne.
przywiązanie do posiadanych przedmiotów, posłuszeństwo (wewnętrzna motywacja, brak przymusu), niezależność, pomoc innym oraz radość dziecka. Maria Montessori stwarzała dzieciom warunki, które powodowały ujawnienie się „nowego dziecka”. Ukazały się dzieci pracowite, spokojne, pełne miłości i zainteresowań. Czy dzieci są inne niż te, które opisujemy? Czy dziecko jest z natury dobre, czy ma w sobie ziarno moralnego zła?;) Maria nie powzięła tutaj żadnego stanowiska. Przyjrzała się faktom, eksperymentom i o tym mówiła. Istnieje dziecko „znormalizowane” i dziecko „nie znormalizowane” czyli dewiacyjne. Do szkół montessoriańskich trafiały różne dzieci, które bardzo się różniły, jednak pod wpływem placówek zmieniały się w jeden typ, pomimo, że nadal przecież były różne.
- Dzieci żywe, przeskakujące pomiędzy aktywnościami lub te pełne fantazji zaczęły wiązać się z rodzajem pracy , nie mając już takiej fantazji ale nadal dążyły ku realności.
- Sprzeczki które są wpisane w rozwój dziecka. Związane są z przywiązaniem do stanu posiadania i bronienia go. W opisanych wyżej warunkach dziecko odkładało ukochany przedmiot, oddając się zupełnie innej sprawie.
- Dzieci „nieśmiałe” nie potrafiące się uniezależnić, bardzo związane. „W naszych szkołach nieśmiałość ustępowała” – pisała Maria.
- Dzieci, które kłamią – również ta cecha, uchodząca za naturalną, ustępowała.
- Montessori mówiła również o przemianach dzieci ze względu na cechy fizjologiczne, jak: brak apetytu, stany melancholii, znudzenia, anemia. Nie było to jednak związane z niedożywieniem ponieważ wtedy nie było posiłków szkołach.
Istnieje pewna pula cech, które uchodzą za dziecięce, a niektóre z nich chciałoby się nawet rozwijać u dziecka. Montessori zalicza do nich nie tylko: kapryśność, lęk, marudzenie, kłamstwa ale również podporządkowanie, fantazję, nawyk zadawania pytań. „Wszystkie właściwości, zanikały w naszych szkołach”.
Dzieci są różne. Każde ma inne cechy, lepsze i gorsze. Wychowawcy powinni się starać jedne rozwijać, a drugie tłumić. Nie trzeba jednak przeciwdziałać wadom – ani pochwałą, ani karą. Dziecko osiąga „normalność” poprzez pracę. Maria wspomina również, że umysł dziecka nie rozwija się sam z siebie, wzrastając jak roślina. Wspomina, że nieprawdą jest że dziecko pozostawione samo sobie osiągnie wszystko o własnych siłach. Dziecko jest uzdolnione do mówienia, ale musi rozwinąć organy artykulacyjne i zmysły, a przy tym musi słyszeć mowę. Istnieje aktywność manualna. Musimy dać dziecku przedmioty aby mogła działać ręka, aby mogła kształtować się manualność i motoryka. Miłość jest bardzo ważna, ale nie wystarczająca.
Dorośli mają skłonność do pomagania dzieciom, sądząc że nie są zdolne do zrobienia czegoś samodzielnie. Dorośli za dużo pomagają. Opiekunowie powinni zharmonizować życie dziecka z
otoczeniem tak, aby ono mogło być samodzielne. Tak by mogło działać i być coraz to aktywniejsze i lepsze w tym co robi, czego się uczy. Jasne, że dorosły musi pomagać, ale nie może to być pomoc nadmierna. Dziecko w odpowiednio dostosowanym otoczeniu jest zaciekawione i żądne wiedzy. Ujawnia się zamiłowanie do otoczenia, o którym pisałam wyżej. Co się dzieje, gdy osoba dorosła, często nieświadomie, a wręcz z dobrą intencją pomaga? Poniekąd nawet zmusza dziecko, by działało według woli dorosłego? Według Marii dochodzi do „krzyżowania, przecinania się energii, którego skutki są fatalne”. Jest to jak zderzenie się dwóch sił, energii i działa jak wytrącenie z toru normalnego rozwoju.
otoczeniem tak, aby ono mogło być samodzielne. Tak by mogło działać i być coraz to aktywniejsze i lepsze w tym co robi, czego się uczy. Jasne, że dorosły musi pomagać, ale nie może to być pomoc nadmierna. Dziecko w odpowiednio dostosowanym otoczeniu jest zaciekawione i żądne wiedzy. Ujawnia się zamiłowanie do otoczenia, o którym pisałam wyżej. Co się dzieje, gdy osoba dorosła, często nieświadomie, a wręcz z dobrą intencją pomaga? Poniekąd nawet zmusza dziecko, by działało według woli dorosłego? Według Marii dochodzi do „krzyżowania, przecinania się energii, którego skutki są fatalne”. Jest to jak zderzenie się dwóch sił, energii i działa jak wytrącenie z toru normalnego rozwoju.
Piszę to i myślę, głęboko rozmyślam i znajduję masę wad w moim, naszym rodzicielstwie. Też tak to odczuwacie? Myślę, że to ciekawa lekcja, która daje do myślenia i pozwala zatrzymać się na chwilę i zastanowić, uświadomić… Oczywiście nie każdy musi zgadać się z pedagogiką montessoriańską, a to jest jej punkt widzenia. Dla mnie jest ona bliska, dużo się uczę i z niej czerpię.O Montessori znajdziesz również:
An.